Strona 1 z 1

Mój felieton- Smoczy Wojownik!!!

: pn mar 28, 2005 22:57
autor: norbee
Zapraszam do przeczytania i ewentualnego skomentowania jednej z ostatnich moich prac o wspaniałym i legendarnym, wciąż grającym portugalskim zawodniku. Z góry serdecznie dziękuje za komentarze. Mam nadzieje że Wam się spodoba.
Smoczy Wojownik
Pod każdym względem należy do czołówki światowych defensorów. Wśród boiskowych partnerów i życiowych przyjaciół cieszy się wielkim autorytetem i szacunkiem. Ci którzy mieli szczęście go poznać bliżej, mawiają że jest człowiekiem o dwóch twarzach o dwóch obliczach. Ze względu na swój bardzo agresywny sposób gry, bezpardonowe podejście do rywali, czasem nawet najzwyczajniej w świecie brutalne ich traktowanie, nazywany jest "zwierzęciem". W życiu prywatnym natomiast, zamienia się w spokojnego, zrównoważonego, cichego mężczyznę. Jest długoletnim przywódcą najlepszej obecnie na świecie portugalskiej słynnej drużyny FC Porto. Pasiasta biało- niebieska koszulka z numerem dwa, w której występuje na co dzień, gdyby tylko zależało to od fanów zasiadających na Stadionie Smoka wkrótce po jego odejściu najpewniej zostałaby wzorem koszykarskich ekip NBA, zastrzeżona na wieczność. W swojej bogatej karierze, ma występy na każdym poziomie rozgrywkowym, włączając w to nawet udział w Piłkarskich Mistrzostwach Świata i Europy. Potężna i muskularna budowa ciała, w efektowny sposób odróżnia go od pozostałych grających przy jego boku zawodników, a już obłęd jaki widoczny jest w jego spojrzeniu, skutecznie zazwyczaj zniechęca przeciwników do podjęcia prób jakiejkolwiek walki. Choćby jedynie tylko dzięki licznym transmisją telewizyjnym w jakich bierze udział, jego wizerunek powinien być rozpoznawalny na płaszczyźnie tych największych gwiazd współczesnego futbolu. Niestety podobnie jak kluby portugalskie, i większość graczy z tego kraju, jest ciągle niedocenianym zawodnikiem. Urodzony 14.10.1971 roku w Porto, Jorge Paulo Costa Almeida bo tak brzmi prawdziwe nazwisko, znany bardziej jako Jorge Costa, od najmłodszych lat uganiał się za futbolówką, we wszystkich możliwych kategoriach wiekowych reprezentując barwy FC Porto. To on podziwiał także niezapomnianą wspaniałą jedenastkę tego klubu, gdy ta w pamiętnym i zaciętym meczu pokonała w finale Pucharu Europy Bayern Monachium, zdobywając to trofeum z między innymi polskim golkiperem w składzie Józefem Młynarczykiem. W oczach młodego wówczas Jorge'a Costy błyszczało dojrzewając z czasem marzenie by kiedyś powtórzyć ten sukces w drużynie z miasta z którego się wywodzi. Zwierz pokonując kolejne szczeble piłkarskiego rzemiosła, przechodząc w coraz to starsze rocznikowo zespoły, był tak dobrym graczem, iż szkoleniowcy w trosce o jego dalszy rozwój, widząc małe jego wtedy prawdopodobieństwo na grę w będącym na fali i posiadającym w kadrze wielu bardziej doświadczonych ,klasowych piłkarzy Porto, zdecydowali się na wypożyczenie go do przeciętnego klubu Penafiel, w którym to miał doskonalić i rozwijać wysoki już wtedy kunszt piłkarski, występując po prostu regularnie na zielonej murawie. Jak było łatwo przewidzieć Jorge Costa był jednym z najlepszych zawodników tej drużyny i po rozegraniu 23 spotkań w barwach tej drużyny, w której zdobył 2 gole, powrócił pełen nadziei do macierzystego klubu z Porto. Bossowie tegoż znakomitego klubu uznali wówczas, że to jeszcze nie jego czas, efektem czego było kolejne oddanie go na wypożyczenie, tym razem do Maritimo, innego przeciętniaka ligi portugalskiej. W klubie z Madeiry rozegrał się istny dramat młodego jeszcze Costy. Do historii mianowicie przejdzie mecz, w którym grając przeciwko kolegom z FC Porto zdobył bramkę...samobójczą! Wiadomo było że po tym wydarzeniu, po którym stał się obiektem ataków medialnych, sygnalizujących jawną próbę przekupstwa, musiał czym prędzej spakować walizki i wracać ponownie do domu, do Porto. Czołg, bo takim drugim pseudonimem obdarzyli go kibice, o zdarzeniu tym powiadał, że za bardzo chciał się pokazać, w rezultacie czego wyszło odwrotnie. Na szczęście dla wszystkich ówcześni szkoleniowcy kadry młodzieżowej Portugalii, dostrzegali w nim świetnie rokującego na przyszłość energicznego gracza, powołując do prowadzonej przez siebie drużyny na Mistrzostwa Świata U'20, która jak później się okazało sięgnęła po prymat w całym turnieju, a osoba Jorga Costy rozbłysnęła już pełnym blaskiem. Po takich dokonaniach, eksperci wiedzieli, że w przyszłości będzie on zawodnikiem dużego światowego kalibru. I rzeczywiście mieli racje. Występujący w otoczce chwały jaką obdarzeni zostali wszyscy bez wyjątku młodzi mistrzowie, na ligowych boiskach Jorge spisywał się wyśmienicie, nagrodą czego w listopadzie 92' roku był debiutancki dla niego mecz w seniorskiej reprezentacji Portugalii przeciwko Bułgarii. Od tej chwili kariera rosłego defensora nabrała jeszcze bardziej szybszego obrotu sprawy, okraszonego w międzyczasie tytułami mistrzowskimi ligi portugalskiej, oraz zdobyciem pucharu tego kraju. Nadchodzi jednak rok 96' podczas którego rozgrywane były Mistrzostwa Starego Kontynentu z udziałem tzw. 'Brazylii Europy". Nadszedł też kolejny czarny dzień Costy. Jako uznany już zawodnik, o dużej renomie, dowiedział się że kontuzja kolana jakiej nabawił się jeszcze przed angielskim championatem, pozbawia go możliwości występu w turnieju. Doceniony za dotychczasowe zasługi dla narodowej kadry Costa, dostaje w zamian po całym turnieju olbrzymie wyróżnienie od zespołu, otóż mianowany został nowym kapitanem portugalskiej jedenastki, dodatkowo która oddaje w jego posiadanie koszulkę z jego ulubionym numerem 2 w której zwykł grywać na poziomie rozgrywek klubowych. Zaszczyt ten niewątpliwie osłodził mu absencje w mistrzowskiej imprezie. W okresie w którym wydawać by się mogło nastąpiło apogeum zawodowej kariery "zwierza", znów powróciły czarne dni w których zamiast martwić się tylko o sportową formę, bardziej przywiązywał on uwagę do wyleczenia ponownej kontuzji kolana, jakiej nabawił się pechowo, podczas rozgrywanego towarzysko spotkania w Szwecji. Pokazał jednak że nie na darmo określany jest twardymi pseudonimami. Wrócił, i tym razem na kolejnych finałach ME na stadionach Belgii i Holandii, wespół ze swym rodakiem Fernando Couto, nagrodzeni zostali mianem najlepszego duetu środkowych obrońców. Po udanych dla siebie występach na boiskach Beneluxu, blisko 30- letni już wtedy Costa, był na tyle silną osobowością, na tyle oddanym sprawie kapitanem, że popadł w głośny konflikt z ówcześnie prowadzącym FC Porto, sztabem szkoleniowców z głównym trenerem Octavio Machado na czele. Chodziło o mało zorganizowaną i kompletnie nie przemyślaną politykę prowadzenia drużyny przez wspomnianego opiekuna drużyny "smoków". Ów konflikt rozrósł się do tak potężnych rozmiarów, iż kierujący klubem prezesi, zdecydowali się go ugasić w drastyczny na pozór sposób, wypożyczając piłkarza który był ich najznamienitszą wizytówką, do angielskiego zespołu Charlton Athletic. Decyzją tą właściwie tylko jeszcze bardziej rozsierdzili fanów, którzy przy okazji kolejnych rozgrywanych przez swoją drużynę meczów, głośno i stanowczo domagali się natychmiastowego powrotu swojego idola, nie rzadko prowadząc wręcz nawet istną uliczną manifestacje. Za skale nazwijmy to "rozruchów" niechaj świadczy fakt, iż włodarze Porto, widząc z czym wkrótce mogą mieć do czynienia, postanowili zdymisjonować kontrowersyjnego szkoleniowca, przywracając jednocześnie do łask Jorge Coste. W miejscu tym nadmienić trzeba fakt że Costa na wyspach brytyjskich, swoją elegancją gry, swoim stylem ogólnie całą postawą, zjednał sobie nową pokaźną rzesze wielbicieli. Czas trzeciego już powrotu "zwierza" do Porto, to chyba najlepszy okres w rozległej i długiej historii tej "pary". Na przemian zdobywane kolejne trofea na krajowym podwórku, aż do roku 2003 kiedy nastąpiło zdobycie Pucharu UEFA, po spektakularnym zwycięstwie nad szkockim Celticiem Glasgow. Costa wydawać by się mogło znów jest u schyłku wspaniałej kariery, aż wreszcie w kolejnym sezonie prowadzona przez niego jedenastka na arenie międzynarodowej, oczywiście ze swoim wielkim kapitanem w rolach głównych, dokonuje nieomal cudu spełniając przy okazji dziecięce przecież marzenia lidera drużyny. FC Porto zdobywa najcenniejszą klubową nagrodę Europy, zdobywa Puchar Mistrzów Krajowych! Wcześniej jednak o czym należy wiedzieć, tak praktycznie "po drodze" Jorge Costa w 2002 roku, po jakże nieudanym dla Portugalii epizodzie na koreańsko- japońskim Mundialu, pożegnał się na dobre z reprezentacyjnym trykotem oddając pole młodszym, silniejszym kolegom. Jorge "zwierz" Costa który niewątpliwie osiągnął wiele wspaniałych sukcesów klubowych, bądź sporadycznych laurów w dorosłej reprezentacji swojego kraju, trwale zapisze się w sercach kibiców, przyczyniając się tym samym do tego, że wszyscy znający się na rzeczy określą go mianem -"duszy wielkiego wojownika". Zapewne przyjdzie też dzień, w którym odkładając w przeszłość profesjonalną karierę, usłyszy z bliskiego dla siebie stadionu wołane pod jego adresem słowa -"Smocza legenda". To z całą pewnością będzie należyta dla niego nagroda, powodująca zakręcenie się łezki w zwierzęcym oku. Póki co...wciąż jest piłkarzem!

: pn mar 28, 2005 23:58
autor: Tito
Jeśli chodzi o treść to artykuł bardzo ciekawy. Jeśli zaś miałbym oceniać styl w jakim jest napisany, to moim zdaniem jest dosyć ciężki. Ponadto nie wystrzegłeś się licznych błędów stylistycznych i interpunkcyjnych. Ale ogólnie artykuł podobał mi się:)

: wt mar 29, 2005 9:04
autor: maciekl
Dla mnie bomba.
Napisz coś o swoim ulubionym poloniście.

: wt mar 29, 2005 20:35
autor: norbee
Dziękuje za uwagi i miłe słowa. Nic tak nie zachęca pisarza do tworzenia kolejnych prac jak pochlebne recenzje jego czytelników. Mam nadzieje że przeczytam jeszcze kilka pozytywnych wypowiedzi. Dziękuje i zapraszam kolejnych forumowiczów do napisania swych spotrzeżeń. Tak się składa że posiadam jeszcze kilka innych materiałów ze świata wielkiej piłki do opublikowania.

: wt mar 29, 2005 22:14
autor: Syriusz
Ciężki styl, przydługawy wstęp, ogólnie niezłe.

: śr mar 30, 2005 22:33
autor: kolekcjoner kości
Pisz chlopie!

Jak Cie nie chca w Polonii Ole, to moze opublikuja Cie na naszej stronie.