
W 1999 roku Pele obserwował trening jednej z grup młodzieżowych Santosu - klubu, w którym sam grał 18 lat. Jego uwagę zwrócił przeraźliwie chudy, drobny zawodnik z szelmowskim uśmiechem. Fantastyczne panowanie nad piłką, niesamowita koordynacja ruchowa i bajeczna technika jaką wcześniej król futbolu widział tylko u Garrinchy i... u siebie. Trzykrotny mistrz świata nie miał wątpliwości - to on sam tylko 34 lata młodszy. Pele podszedł do dzieciaka i zapytał jak ten ma na imię. - Jestem Robson de Souza. Robinho - usłyszał.
Turyści tam nie docierają
Nowy napastnik "Królewskich" urodził się dwadzieścia jeden lat temu w trzystutysięcznym Sao Vicente w stanie Sao Paulo. Rodzinne miasto Robinho słynie z handlu bananami, jest także znanym ośrodkiem turystycznym. Ale można przyjąć że żaden z gości odwiedzających piękne plaże nigdy nie trafił do dzielnicy Parque Bitaru. Robson de Souza mieszkał tam w jednym pokoju wraz z rodzicami - ojcem hydraulikiem i matką gospodynią domową. Miejscem pierwszych futbolowych doznań geniusza miał być cmentarz. Według Robinho właśnie to miejsce najbardziej nadawało się do kopania piłki.
Robinho rozpoczął karierę w Santosie od rozgrywek ligi futsalowej. Jednak już po roku, w wieku zaledwie 12 lat dostał pozwolenie na grę w młodzieżowych drużynach słynnego klubu. Idąc jak burza przez kolejne szczeble juniorskiej kariery Robinho zaczął być porównywany do najlepszych w historii futbolu brazylijskiego. Do Pelego z racji stylu gry, podobnych warunków fizycznych i genialnego panowania nad piłką. Technicznie miał być natomiast spadkobiercą Garinchy.
W drużynie seniorów Robinho zadebiutował w wieku 18 lat. W pierwszym sezonie wystąpił w 27 spotkaniach i zdobył 7 bramek. Dodatkowo razem z swym przyjacielem Diego (dziś w FC Porto) pierwszy raz od zakończenia ery Pelego poprowadził Santos do mistrzostwa Brazylii. Już wtedy propozycje zakupu młodego piłkarza złożyły: Benfica Lizbona, Atletico Madryt i PSV Eindhoven.
Sukcesy w klubie spowodowały, że media zaczęły się domagać powołania nastolatka do reprezentacji. Robinho zadebiutował w niej 13 lipca 2003 roku w meczu z Meksykiem. Od tamtego czasu nowy nabytek Realu rozegrał w barwach "canarinhos" 17 spotkań zdobywając 4 bramki.
W lidze brazylijskiej do drugiego mistrzostwa Robinho dołożył tytuł najlepszego piłkarza Brazylii, oraz trzecie miejsce w plebiscycie na najlepszego piłkarza Ameryki Południowej. Za sukcesami przyszły pieniądze. W czasie gry w Santosie zarabiał 300 tysięcy funtów rocznie z racji kontraktu z klubem i umową z firmą Nike. Młody piłkarz przyjeżdżał na treningi Audi A3, z wynajmowanego wraz z rodzicami mieszkania w ekskluzywnej dzielnicy Santosu.
Niestety jednocześnie Brazylijczyk zaczął odczuwać ciemne strony sławy Jego matka została porwana przez dwóch uzbrojonych mężczyzn w czasie przyjęcia rodzinnego. Robinho ogłosił, że do czasu odnalezienia rodzicielki nie będzie przychodził na treningi Santosu. Senhore Marinę Silva de Souza uwolniono dopiero po czterdziestu dniach, chudą, z obciętymi włosami.. Oficjalnie okoliczności towarzyszące odzyskaniu wolności przez matkę piłkarza nie są znane. Nieoficjalnie mówi się o wielkim okupie jaki miał zapłacić "nowy Pele". Po tym wydarzeniu ojciec napastnika Santosu zrezygnował z pracy, a sam Robinho zaangażował firmę ochroniarską. Mówi się że właśnie z powodu traumatycznych przeżyć związanych z porwaniem matki, Robinho zdecydował się opuścić Brazylię jeszcze przed mistrzostwami świata w Niemczech.
Telenowela w rytmie Samby
Tuz po zakończeniu Pucharu Konfederacji Real zaproponował za asa reprezentacji Brazylii 20 milionów dolarów. Prezes Teixeira odpowiedział, że jeśli ktokolwiek będzie chciał kupić Robinho przed 2008 rokiem musi przelać na konto Santosu kwotę równą klauzuli zapisanej w kontrakcie piłkarza - 50 milionów dolarów. De facto oznaczało to brak zgody na transfer. Zdegustowany takim obrotem sprawy Robinho odmówił przychodzenia na treningi i ogłosił strajk. Teixeira specjalnie się tym jednak nie przejął i wyjechał na wakacje. Wtedy młody Brazylijczyk w akcie desperacji zrezygnował z pieniędzy jakie miał otrzymać w ramach transferu. Suma, którą Real miał przelać na konto Santosu została bowiem podzielona w następujący sposób: 60 procent dostaje brazylijski klub, 30 bierze Robinho a 10 - agent piłkarza Wagner Ribeiro. Część, z której Robinho zgodził się zrezygnować to ok. 7,5 miliona dolarów. Nastawienia Santosu to jednak nie zmieniło. Działacze nałożyli na zawodnika karę za nie stawianie się na treningach. Wtedy Robinho zagroził, że poskarży się do FIFA. Podstawą skargi miała być słowna umowa jaką zawarł z Teixeirą w grudniu ubiegłego roku. Prezes Santosu obiecał wtedy młodemu piłkarzowi, że ten będzie mógł odejść jak tylko odpadną z Copa Libertadores. W międzyczasie Teixera wrócił z wakacji i publicznie ogłosił, że o transferze zawodnika będzie rozmawiał tylko i wyłącznie z Fiorentino Perezem. Jednocześnie, w 18 dniu strajku, Santos zagroził, że skieruje sprawę do sądu jeśli Robinho nie zacznie stawiać się na treningach. Odpowiedzią młodego gwiazdora były testy medyczne jakie przeszedł w Sao Paulo pod kierownictwem głównego lekarza "Królewskich". Dzień po badaniach świat obiegła wiadomość, że Robinho podpisał kontrakt z Realem. Według tych doniesień piłkarz nie tylko zrezygnował z swojej części pieniędzy jakie miał otrzymać za transfer ale także namówił do tego swojego agenta (!) Fiorentino Perez miał wpłacić na konto Santosu 24 miliony euro. Jak się potem okazało nie był to jednak koniec transferowej sagi, a tylko kolejna jej część. Brazylijska Konfederacja piłkarska(CBF) zakwestionowała bowiem sposób w jaki obniżono kwotę odstępnego. Według tamtejszych prawników aby transfer doszedł do skutku Santos musi otrzymać 50 mln dolarów. Opinia CBF była wodą na młyn Marcelo Teixeiry. Nie omieszkał ogłosić, że taniej swojego gwiazdora nie puści. Jakby tego było mało kibice "Królewskich" zaczęli odwracać się od młodego Brazylijczyka. Wszystko za sprawą katalońskiego "Sportu", który przypomniał kilka wypowiedzi Robinho zawierających deklarację uczuć względem ...Barcelony. Chcę grać w Barcelonie. Jestem fanem tego klubu od dziecka. - miał powiedzieć napastnik Canarinhos w 2002 roku odpowiadając na propozycję przejścia do AS Romy.
Kiedy wydawało się, że z transferu Robinho nic już nie będzie, nagle sytuacja znów się zmieniła. Real porozumiał się z Satnosem w sprawie 5-letniego kontraktu młodego zawodnika. Charyzmatyczny Teixeira miał nazwać wynik negocjacji "wspaniałym". Wydaje się, że szczęśliwy koniec transferowej sagi zawdzięczamy Pelemu. Słynny Brazylijczyk miał bowiem przekonywać włodarzy swojego byłego klubu, by pozwolili Robinho na przeprowadzkę. Co ciekawe jeszcze niedawno ten sam Pele wypowiadał się w zdecydowanie inny sposób - Robinho powinien zostać w Santosie. Ja tak kiedyś zrobiłem i wyszło mi to na dobre - Czy król futbolu miał rację zmieniając zdanie w sprawie transferu? O tym będzie się można przekonać w nadchodzącym sezonie.