Ja od 2005 roku jestem fanem klubu, a w zasadzie ruchu kibicowskiego, pod nazwą FC United of Manchester. Założyli go kibice Manchesteru United, którzy tym samym, przynajmniej w części, obalili mit, że są kibicami sukcesu, ale gotowymi na pot, krew i łzy w budowaniu pewnej idei, która już zamiera w sporcie, przedsiębiorcami.
Dla mnie, to co robią chłopaki z FCUoM, to jest prawdziwe Against Modern Football. Własna drużyna utrzymywana z pieniędzy kibiców, wynajmowanie stadionu, budowa (mam nadzieję szybko) własnego, organizacja dosłownie wszystkiego przy użyciu tylko prywatnych środków. Kilka lat tradycji i już pierwsze sukcesy. FC zażarcie walczy o awans do Conference North (jednej z dwóch równoległych niższych lig Conference National, szósty poziom rozgrywek) od czterech lat. Wciąż brakuje po trosze umiejętności, po trosze szczęścia. Są też sukcesy w Pucharze Anglii. Zespół awansował w tym sezonie do drugiej rundy zasadniczej najstarszych rozgrywek świata, eliminując kilka ekip z wyższych lig (czwartej, trzeciej - League Two, League One), na meczu powtórzonym z Brighton (na wyjeździe z liderem League One, który już awansował do Championship był remis 1-1 i obroniony karny w ostatniej minucie), który FC rozegrali w roli gospodarza było ponad sześć tysięcy widzów (porażka jednak 0-4). Średnia na wyjazdach to przeważnie ponad tysiąc widzów. Zabawa, fiesta, picie piwa, odpalanie rac, co w Premier League uchodzi już za głupotę, wśród samych kibiców nawet. Angielska prasa nazywa ten typ kibicowania "rebel football" - futbolem zbuntowanym, zapomnianym, takim stylem kibicowania, jakiego już się w Anglii nie pamięta. Oczywiście podstawowym elementem jest nieustanny śpiew (pieśni na znane angielskie melodie, bezlitośnie kserowane przez m.in. polskich kibiców).
Jestem fanem głównie samej idei, ponieważ w Polsce nie dostrzegam czegoś takiego. Są kluby typu Lechia, czy Korona, które przebiły się z amatorskich lig do ekstraklasy, ale tajemnicą poliszynela jest, że poziom sportowy szedł tam w parze z nieczystymi praktykami w tym przedsięwzięciu. Są kluby typu cwks, który swój dobrobyt zawdzięcza opiece wysłanników wielkiego brata, zdołał się nachapać w odpowiedniej epoce i teraz spija śmietankę popularności, dzisiaj też opiekuje się nim państwo, budując mu stadion z kasy, do której mieszki wrzucają niestety podatnicy. I tak jak przed laty, na czele tego cyrku stoi prominentny "poseł" leninizmu. Na szczęście jest fatalnie zarządzanym i miernym zbiorowiskiem bez sukcesów. Śmieszy mnie to, że na meczu derbowym rozciągają sektorówkę z napisem "cwks to potęga, a Wy kim jesteście?", podczas gdy ten żałosny klub nie wygrał nawet jednego europejskiego pucharu, nie wspominając o występie w finale. Są i inne podobne kluby - futbol wygląda w Polsce, krótko rzecz ujmując - ohydnie. Potęgą to może być Crvena Zvezda i Steaua, które wygrały Puchar Europy, albo Ferencvaros, który w '65 wygrał Puchar miast Targowych eliminując po drodzę Romę, Man United i w finale Juventus, ale nie te dziady bite z łazienkowskiej. Dlatego nie dziwię się fanom Polonii, że zwracają swe sympatie ku klubom z Zachodu. Polonia to natomiast, wszyscy wiemy, osobna historia.
Co do samego Manchesteru United. Nie wstydzę się napisać. Zostałem fanem bardzo dawno temu, bo chciałem kibicować tym absolutnie wielkim, a nie jak wielu małolatów dokoła legii - frajerstwu, któremu właśnie zabrano mistrzostwo za korupcję (w tamtym czasie), albo dostawał w łeb 0-4 od Hajduka Split.
Potem przyszła Polonia, jak niemal wszyscy tu zacząłem interesować się nią, gdy zaczęła coś znaczyć w polskim futbolu (jest wszakże legendarna gromadka naszych starszych kolegów, którzy są wiernymi kibicami od czasów nędzy). Zacząłem jej kibicować na fali sukcesu awansu do pierwszej ligi w 1996 roku, ale jeszcze bardziej (zacząłem chodzić na mecze) wiosną 1998 roku, gdy zmierzała po wicemistrzostwo Polski. Mój pierwszy mecz to zwycięstwo z GKS Katowice 1-0 na K6 po golu Mikulenasa, przaśne, pstrokate koszulki Kazimierza Zdrój (czerwono-białe), głucho na stadionie, zamknięta trybuna kamienna, za to otwarta nowa główna - już z krzesełkami plastikowymi, wyjąca syrena, czarno-białe programy Hey Polonia i spacery w tę i z powrotem z Żoliborza, tydzień w tydzień
I kibicem Polonii pozostaję w wierze, że kiedyś będzie wielka, lub przynajmniej znów osiągnie coś znaczącego na skalę kraju, a nie dlatego, że obecnie jest w czyimś cieniu, mowa oczywiście o cieniu gigantów zachodnich, bo w Polsce nie ma nikogo na kim należy się wzorować.
Przez lata moje sympatie były skierowane w różne strony, ale od sześciu lat pozostaję (zagranicą) tylko przy MUFC i FCUoM.
PS. Monaco też darzyłem sympatią. Byłem tam na meczu. Przepiękne miejsce na ziemi