Zapraszam do przeczytania felietonu "Nasz człowiek na Krecie, czyli Mateusz Bartel od kuchni o udziale Polaków w mistrzostwach"
![Wink :wink:](./images/smilies/icon_wink.gif)
(wpis Mateusza z forum
www.pzszach.pl ). Jeżeli zainteresuje Was relacja Mateusza, to na pzszach.pl znajdziecie też relację nowego trenera kadry - Artura Jakubca (Forum > Turnieje polskie i zagraniczne > Olimpiady, Mistrzostwa Polski, Europy, Świata > Drużynowe Mistrzostwa Europy 2007 - Grecja 27.10.-7.11.2007).
"Witam wszystkich, już z Polski.
Jako jeden z członków drużyny chciałem napisać parę zdań o naszym występie. Miał to zrobić trener Artur Jakubiec i może jeszcze to zrobi, ale na razie ja podzielę się swoimi wrażeniami.
Na turniej - mogę śmiało powiedzieć - jechaliśmy w dużymi nadziejami, nawet na medal. W końcu w drużynie znaleźli są gracze, którzy są w bardzo dobrych relacjach, trener , którego zawodnicy akceptują , a także fizjolog-lekarz pan Aleksander Hryckiewicz, który zawsze służy pomocą.
Porażki w pierwszych dwóch rundach były dla nas nie tylko zimnym prysznicem, ale również ogromnym szokiem. Najgorsze było to, że porażki te nie były wcale przypadkowe - po prostu graliśmy bezbarwnie, gorzej niż przeciwnicy.
Dlaczego tak zagraliśmy? Zastanawialiśmy się nad tym zarówno podczas turnieju jak i po nim i nie znaleźliśmy jednoznacznej odpowiedzi. Wydaje się, że w pierwszej rundzie byliśmy trochę "uśpieni", a zmobilizowana swym pierwszym występem na oficjalnej imprezie drużyna Czarnogóry idealnie to wykorzystała. Druga runda miała nam pozwolić "odbić się", a mogła się okazać gwoździem do trumny.
Mogła, ale na szczęście nie była. Drużynę poznaje się po tym jak sobie radzi w trudnych chwilach. I nam udało się dowieść, że stanowimy monolit. Mimo fatalnej postawy ( 6 porażek na 8 partii!!!) nie doszło między nami do żadnych kłótni, niedomówień. Spokojnie podyskutowaliśmy i po prostu wzięliśmy się do roboty. Być może ważna była też mała umowa, którą po 2 rundzie zawarliśmy z trenerem. Graliśmy słabo, więc zaproponowaliśmy trenerowi, że po zwycięstwie w meczu wrzucamy go do basenu. Trener zgodził się. Następnego dnia po zwycięstwie nad Szkocją faktycznie został wrzucony do wody, ale wskoczyła za nim cała drużyna i od tego dnia tradycją stało się granie w piłkę wodną o g. 22 przez całą drużynę. Podkreślam, że przez całą, bo takie małe detale są bardzo istotne.
Po tych nieszczęsnych dwóch rundach przekreślili nas chyba wszyscy. Nie było miło czytać wpisy "życzliwych" na różnych forach poświęconych szachom. Niektórzy wręcz chyba cieszyli się z naszych wyników. Na całe szczęście teraz zawistnicy nie mają się z czego cieszyć.
Pierwsze zwycięstwo nad Szkocją nie zakończyło się - jak niektórzy oczekiwali - wygraną do 0. I tutaj chciałem podziękować trenerowi Jakubcowi, za wiarę we mnie. Taka wiara jest ważna. Po remisie z zawodnikiem 2300 (miałem przegraną pozycję) byłem głównym kandydatem do zmiany,w kontekście tego, że musimy wygrywać każdą partię, by w ogóle myśleć o uratowaniu honoru. Ale trener uznał, że potrzebuję paru partii by się rozegrać i okazało się, że miał nosa, bo wygrałem 3 partie pod rząd, w tym bezpośrednio po remisie ze Szkotem w meczu z Austrią. Moja wygrana dała nam wygraną i okazało się, że to trener miał rację.
Wspomniany mecz z Austrią miał tylko 1 pozytywną stronę - wygraną. Wynik ciężko nazwać sukcesem, ale i tak byliśmy zadowoleni.
Poważnym sprawdzianem był mecz z Serbią, drużyną wyrównaną, w której grali zawodnicy dobrej klasy. Zwycięstwo 3,5 - 0,5 dodało nam wyraźnie wiary w siebie i dzięki temu mogliśmy śmiało patrzeć w przyszłość.
Z rozpędu po dniu wolnym pokonaliśmy Anglię w tym samym stosunku i okazało się, że po 6 rundach wskoczyliśmy na 6 miejsce.
Jak wiadomo w "szwajcarach" o wyniku decydują 3 ostatnie rundy. Przed nimi nasza pozycja była normalna - mogliśmy powalczyć o każdą lokatę, poza pierwszą.
Mecz z Hiszpanią być już ciężkim sprawdzianem. Remis 2-2 to jak gwiazdka z nieba. Obiektywnie powinniśmy przegrać i to w wysokim stosunku. To był jedyny mecz, w którym mieliśmy naprawdę dużo farta. Ale z drugiej strony - na 9 rund, jeden mecz może być dla nas "fuksiarski".
W 8 rundzie gotowi byliśmy na kojarzenie z Rosją (dostali ich Hiszpanie) , trafiliśmy jednak na Ukrainę - przeciwnika podobnej klasy, choć w tym roku bez błysku. Dla nas jednak dość nieprzyjemny - rok temu pokonali nas 3-1 w ostatniej rundzie.
Kolejny remis 2-2 można odbierać jako sukces, jednak z naszej strony był przyjęty z dużym niesmakiem. Duża w tym moja wina - miałem piona więcej i powtórzyłem posunięcia. Moja pozycja była lepsza (choć przy partii nie wiedziałem jak ją wygrywać) i nie powinienem tego robić. Wydawało mi się jednak, że dla drużyny mój wynik będzie przydatny, bo Radek już wygrywał, Kamil stał ok. równości, a Iwańczuk pytał nawet kapitana o to czy może zremisować. Niestety kapitan nie pozwolił mu...
O meczu z Ukrainą trzeba powiedzieć jeszcze jedną rzecz. Dzień wcześniej z Hiszpanami przegrał nasz najlepszy zawodnik Grzesiek Gajewski. Przegrał, bo trochę go poniosło. I tutaj znowu - wydaje się - dobrą decyzję podjął trener, gdy ściągnął Grześka. Być może Grzesiek by wygrał piękną partię z Ukraińcem, ale duża szansa byłaby na to, że chciałby się za bardzo odegrać. Jednak nie to było najistotniejsze. Grzesiek, który w meczu z Ukrainą pauzował był....najważniejszym graczem meczu! Mianowicie przygotował do partii szachownice 2-3-4!!! Radek był tak znakomicie przygotowany (swój udział miał też Bartosz Soćko), że rozbił jednego z najlepszych zawodników młodego pokolenia - Volokitina - po prostu bez gry. I to jest kolejna rzecz, o której trzeba powiedzieć - zawodnicy nie robili przed sobą tajemnic, mimo, że w sumie jesteśmy rywalami. Taka postawa - z tego co mi wiadomo - nie jest bardzo częsta w drużynach, a widać jak wiele daje!
Kojarzenie ostatniej rundy było dla nas miłą niespodzianką. Oczywiście kibice na pewno woleli by walki z jakąś lepszą drużyną (też byśmy chętnie stanęli przed takim wyzwaniem),ale z drugiej strony takie kojarzenia dawało nam pewne szanse nawet na medal. Skończyło się 4 miejscem i należy się z tego cieszyć.
Ciężko mi indywidualnie oceniać graczy, chciałem tylko powiedzieć, że moim zdaniem wynik Grześka nie jest żadną niespodzianką. To najszybciej progresujący zawodnik w Polsce i nie jest przypadkiem, że został ustawiony na 3 szachownicy. Po ostatniej rundzie krótką pogawędkę z Grześkiem uciął sobie najlepszy zawodnik mistrzostw Piotr Swidler, któremu Grzesiek "zabrał" nowinkę!
Niektórzy piszą, że poniżej oczekiwań zagrał Kamil. A ja nie zgodzę się do końca z tą opinią. Po fatalnym starcie nie załamał się, nie zniechęcił się po dwóch dniach wolnych, i w decydujących partiach przyniósł drużynie ważne remisy z Ukrainą i Hiszpanią. Dla drużyny okazał się bardzo wartościowy.
Ogólnie chciałem powiedzieć, że zaszczytem była dla mnie gra w tak zgranej i ambitnej Drużynie. I to drużynie z naprawdę dużego D. Każdy umiał się poświęcić dla drugiego zawodnika, każdy był gotów pomóc.
Szkoda dwóch porażek na początku, bo mam przeczucie, że gdyby nie one moglibyśmy zagrać naprawdę świetny turniej.
W każdym razie - moim zdaniem przed Polską drużyną istnieje duża przyszłość i mam nadzieję, że już za rok w Dreźnie wynik będzie jeszcze lepszy!
Słowa uznania należą się też dla Artura Jakubca. Jego debiut okazał się bardzo ciężki - to w dużej mierze dzięki niemu udało się drużynie podnieść z dołka. Nie bał się podejmować ciężkich decyzji w składzie (zdarzało się, że schodził zawodnik po wygranej), potrafił także, przekonać do swojej wizji zawodników. Do tego służył pomocą debiutową każdemu z graczy i jego rady okazywały się bardzo pomocne.
Swoje zrobił też Pan Hryckiewicz, dzięki któremu wszyscy zawodnicy utrzymali dobre samopoczucie do ostatniej minuty gry."